Generał Pułaski honorowym obywatelem USA

 



Czy już czytałeś?


W samym centrum Waszyngtonu, przy prestiżowej alei Pensylwania łączącej Biały Dom i Kapitol - znajduje się wspaniały konny pomnik otoczony żywopłotem, klombami kwiatów i zielenią. Wokół niego widać liczne ławki, gdyż to piękne miejsce jest zarazem jednym z najważniejszych punktów stolicy USA, gdzie każdego dnia umawiają się tysiące ludzi. Spogląda na nich z góry jeździec na koniu - Kazimierz Pułaski, bohater dwóch narodów, generał Wojska Polskiego i armii Stanów Zjednoczonych, a od niedawna również honorowy obywatel Ameryki.

19 marca br. Senat USA przyjął jednogłośnie rezolucję o przyznaniu generałowi Pułaskiemu pośmiertnie honorowego obywatelstwa Stanów Zjednoczonych. To wyjątkowe wyróżnienie, gdyż w całej historii USA przyznano je dotąd jedynie 6 cudzoziemcom szczególnie zasłużonym dla wolności Ameryki. Ostatnim był w 1945 roku, po zakończeniu II wojny światowej, Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii.
Ustawę Senatu USA musi zatwierdzić Izba Reprezentantów, a następnie ten wyjątkowy dokument powinien podpisać prezydent George W. Bush. To podobno jedynie formalna procedura.

Pułaski bez ważnej wizy
Wnioskodawcą rezolucji upamiętniającej wyjątkowe zasługi Polaka był senator Richard Durbin ze stanu Illinois, tradycyjnie największego skupiska Polonii. Wniosek podpisało wraz z nim dziewięciu innych senatorów, w tym aż trzech potencjalnych kandydatów Partii Demokratycznej na prezydenta: pani Hillary Clinton, John Kerry oraz Barack Obama. Wszyscy mają liczny polski elektorat w swoich stanach i widać z tego, że kampania wyborcza w USA wkrótce się rozpocznie. Niemniej jednak po ponad 200 latach od bohaterskiej śmierci Pułaskiego doczekał się on pośmiertnie najważniejszej nobilitacji. Ale jeżeli, cytując Juliusza Słowackiego, "czyny ludzi dają blask krajowi" - to honorowe amerykańskie obywatelstwo generała dwóch armii podnosi prestiż wszystkich Polaków. Dla tych mieszkających w Chicago, New Jersey, na Florydzie, w Nowym Jorku, w całej Ameryce - stanowi jednak więcej niż dla pozostałych. Nie tylko ze względu na tradycję historyczną, nawet najwspanialszą, ale także ze względu na fakt, iż kilkaset tysięcy Polaków w USA nie ma uregulowanych spraw formalno-prawnych i paszportowych. Także nie jest przypadkowe, że Pułaski doczekał się honorowego obywatelstwa w 230 lat po swej śmierci, akurat teraz, gdy raz po raz podnoszony jest problem zniesienia wiz amerykańskich dla Polaków.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że 8 czerwca prezydent G.W. Bush wybiera się z podróżą do Polski; będzie to już jego trzecia oficjalna wizyta w naszym kraju, co byłoby bez precedensu w dyplomacji USA. Ale przede wszystkim bez precedensu są obecne stosunki pomiędzy Rzecząpospolitą a Stanami Zjednoczonymi. Nigdy wcześniej w historii nie były one tak bardzo bliskie politycznie, ekonomicznie, militarnie. Polska staje się jednym z najważniejszych sojuszników Ameryki wśród państw Europy, a nawet w skali globalnej. I w tym kontekście również należy rozpatrywać nieoczekiwany pośmiertny awans i nobilitację generała Pułaskiego.

Obrońca Jasnej Góry
Jaka była życiowa droga Pułaskiego, zanim przybył do Ameryki? Nie była ani prosta, ani łatwa, ale trudna, bohaterska i skomplikowana. Pułaski opuszczał swą Ojczyznę jako banita, skazany w kapturowym zaocznym procesie na karę śmierci, pozbawienie praw oraz czci i stopnia wojskowego. W całej Polsce, a nawet w gazetach we Francji i Holandii ogłaszano za nim listy gończe wraz z ofertą nagrody pieniężnej za jego schwytanie. Sąd złożony z sędziów Polaków skazał Kazimierza Pułaskiego na śmierć za działania w obronie niepodległości Rzeczypospolitej: za to, że był jednym z przywódców konfederacji barskiej, a zarazem najwybitniejszym jej wodzem, generałem polskim, który kilkakrotnie pokonał w bitwach armię rosyjską, dwukrotnie obronił przed Rosjanami klasztor na Jasnej Górze.
Formalnie zarzucono Pułaskiemu jedynie próbę zamachu na króla i porwanie go. Przypomnijmy, że Stanisław August Poniatowski był zdrajcą i renegatem w służbie Rosji, a zarazem kochankiem osławionej carycy Katarzyny II. Jako król Polski całkowicie od niej uzależniony, wykonywał każde polecenie kolejnych ambasadorów rosyjskich w Warszawie. Doprowadził najpierw do utraty suwerenności Polski, a następnie do kolejnych trzech rozbiorów i likwidacji państwa. Kiedy został uprowadzony przez konfederatów, wracał właśnie z bankietu w ambasadzie rosyjskiej przy ulicy Miodowej...
Decyzja o emigracji była bardzo trudna dla Pułaskiego. W XVIII wieku nie wsiadało się na Okęciu w samolot LOT i lądowało po dziesięciu godzinach w Nowym Jorku lub Chicago. Statek z portów Europy Zachodniej płynął od 40 do 65 dni, bardzo często w ogóle nie dopływał. Pułaski nie tylko nie znał języka angielskiego, ale właściwie nie miał się z czego uczyć, ponieważ w XVIII w. nie było słowników polsko-angielskich. Dlatego trwającą prawie dwa miesiące podróż przez Atlantyk do Bostonu spożytkował Pułaski na naukę angielskiego, wykorzystując słownik... francusko-angielski.

Druga ojczyzna
Pułaski dopłynął do portu w Bostonie 23 lipca 1777 roku. W liście do prezydenta Jerzego Waszyngtona oraz Kongresu Stanów Zjednoczonych pisał m.in.: "Przybyłem tu, aby poświęcić wszystko dla wolności Ameryki. Pragnę spędzić resztę życia w kraju naprawdę wolnym, a zanim osiądę jako obywatel, chcę walczyć o jego wolność". Zniecierpliwiony oczekiwaniem na formalny angaż, zgłosił się do wojska jako ochotnik i 11 września 1777 roku wziął udział w bitwie pod Brandywine, w której odegrał ważną rolę. Pułaski śledził ruchy Anglików i spostrzegł, że posuwają się w kierunku, gdzie przebywał Waszyngton ze swymi wojskami. Nie wiadomo, jaki los by ich spotkał, gdyby Anglikom udało się ich zaatakować przeważającymi siłami
i odciąć od reszty wycofujących się wówczas wojsk amerykańskich. Pułaski ostrzegł Waszyngtona o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Okazało się przy tym, jak poważne skutki mogła mieć nieznajomość języka angielskiego. Kiedy Pułaski przygalopował do kwatery naczelnego wodza, by go ostrzec, adiutant Waszyngtona, pułkownik Hamilton, nie chciał go do niego dopuścić. Prawdopodobnie nie zrozumiał, z czym Pułaski przybywa. W trakcie głośnej wymiany zdań zjawił się sam Waszyngton, który natychmiast zdał sobie sprawę z wagi informacji Pułaskiego. Po krótkiej naradzie opracowano plan działania, w którym Pułaskiemu przypadło zadanie powstrzymania naporu nieprzyjaciela. W rezolucji Senatu USA z 19 marca 2007 r. nadającej Pułaskiemu obywatelstwo amerykańskie podkreślono fakt, że Pułaski pod Brandywine uratował życie Jerzemu Waszyngtonowi, a armię amerykańską od porażki.
Zapewne pod wrażeniem wyczynu Pułaskiego pod Brandywine Kongres nadał mu stopień generała brygady i 15 września 1777 roku powierzył dowództwo całości kawalerii armii USA. Do Pułaskiego wiadomość ta dotarła 21 września, gdy przebywał z armią w Warwick Furnace. Generał Waszyngton w rozkazie dziennym ogłosił, że Kongres mianował Pułaskiego "dowódcą amerykańskich lekkich dragonów w randze generała brygady".

Ojciec kawalerii amerykańskiej
Został generałem U.S. Army. Oznaczało to, że doceniony został jego talent dowódcy, odwaga, a nade wszystko koncepcja strategiczna. Nastąpiło to w warunkach bojowych. Pułaski był naprawdę potrzebny w Ameryce! Nominacja ta była czymś wyjątkowym: Polak nie tylko nie posiadał obywatelstwa Stanów Zjednoczonych, ale w dodatku był banitą z Europy, skazanym zaocznie w swojej Ojczyźnie na karę śmierci.
Wkrótce po otrzymaniu oficjalnej nominacji Pułaski uczestniczył w bitwie pod Germantown (październik 1777 r.). Koniec roku spędził wraz z armią Waszyngtona w Valley Forge. Starał się ten pobyt wykorzystać, by doprowadzić formację, którą dowodził, do możliwie najlepszego stanu. Występował z rozmaitymi inicjatywami, pomysłami. Zalecał przyjęcie regulaminu kawalerii opartego na doświadczeniach kawalerii pruskiej, zaproponował wprowadzenie kawalerii do działań milicji stanowych. Domagał się zwiększenia liczby oficerów i dragonów. Ale Kongres nie reagował na te postulaty, również Waszyngton nie zajmował stanowiska w tej sprawie. Powodowało to rozgoryczenie Pułaskiego. Chcąc podnieść wartość bojową swego wojska, Polak wystąpił z koncepcją utworzenia oddziału doborowych ułanów z lancami. Wyekspediował nawet do Waszyngtona jednego z ułanów w pełnym ekwipunku.
Ale zarówno Kongres, jak i Waszyngton uznali ten pomysł za zbyt kosztowny.
Do problemów, z którymi borykał się Pułaski jako dowódca kawalerii amerykańskiej, doszły sprawy prestiżowe. Waszyngton polecił generałowi Anthony
�emu Wayne�owi i Pułaskiemu przeprowadzić działania przeciw wojskom angielskim nękającym ludność cywilną w stanie New Jersey. Rozkaz Waszyngtona z jakichś powodów nie dotarł do Pułaskiego. Otrzymał on natomiast rozkaz generała Wayne�a wzywający go do przybycia ze swym oddziałem. Pułaski czuł się urażony tym, że równy rangą, a niższy prestiżem (jako generał piechoty) wydaje rozkaz jemu, generałowi kawalerii. Postanowił zignorować rozkaz i poskarżył się nawet Waszyngtonowi. Ten zaś zareagował stanowczym stwierdzeniem, że nie ma różnicy między oficerami piechoty i kawalerii i polecił Pułaskiemu wspomóc działania Wayne�a. W zwycięskiej bitwie pod Hoddonfield w stanie New Jersey Pułaski walczył brawurowo, a generał Wayne w raporcie do Waszyngtona nie szczędził pochwał pod jego adresem. Uraz jednak pozostał. W liście do siostry z 4 lutego 1778 roku Pułaski pisał: "Ja tu komenderuję całą kawalerią. W różnych byłem atakach, dość pomyślnie. Bawić tu długo nie myślę. Obyczaje tutejsze nie mogą się zgadzać z moim honorem; do tego i strata jest próżna czasu w tej służbie; nic dobrego czynić nie można; ludzie tu są bardzo zazdrośni".
Pułaski - nazywany ojcem kawalerii amerykańskiej - uskarżał się na niedocenianie przez Amerykanów roli kawalerii w operacjach wojskowych. Wielokrotnie narzekał na brak ludzi, broni i środków materialnych na jej rozwój. Starał się demonstrować w bitwach walory tej formacji wojskowej, szkolił kawalerzystów i uczył ich współdziałania z innymi rodzajami broni. Opracował pierwsze regulaminy wojskowe dla konnicy amerykańskiej. Próbował różnymi sposobami zdobyć dodatkowe środki na rozwój kawalerii. Pisał listy i memoriały do Kongresu i dowódców wojskowych, ale nie odnosiło to żadnego skutku. Jego raporty do prezydenta Waszyngtona również pozostawały bez echa. Niedostateczne wyposażenie kawalerii i odrywanie jej do pomniejszych utarczek sprawiały, że Pułaski nie mógł przeprowadzić większej, samodzielnej operacji, o jakiej marzył i w której mógłby się odznaczyć i pokazać swoje umiejętności wojskowe. Nie tylko miał ograniczone możliwości działania, ale zamiast pochwał zaczęły spadać na niego skargi i upomnienia.
W marcu 1778 roku Pułaski postanowił ustąpić ze stanowiska dowódcy kawalerii i przedłożył Waszyngtonowi, stacjonującemu wówczas w Valley Forge, projekt zorganizowania samodzielnego korpusu kawaleryjskiego składającego się z 68 kawalerzystów i 200 żołnierzy piechoty. Zamierzał wyposażyć kawalerię w lance, które już wprowadził dla części swojego oddziału. Ten rodzaj broni był nieznany w Ameryce Północnej.
Pułaski już niedługo po przybyciu do Ameryki zalecał utworzenie silnych oddziałów kawalerii oraz oddziałów złożonych z konnicy i piechoty. Wskazywał na zalety takich formacji, przede wszystkim znaczną ruchliwość, co odgrywa zasadniczą rolę w takich operacjach jak zasadzki, ataki z zaskoczenia, walka zaczepna, podjazdowa, przechwytywanie jeńców w celu zdobycia informacji itp. Niewątpliwie Pułaski opierał się w tym wypadku na doświadczeniach wyniesionych z Polski.

Śmierć bohatera
Waszyngtonowi spodobał się projekt Pułaskiego. Dał mu list polecający do przewodniczącego Kongresu Stanów Zjednoczonych Johna Hancocka (datowany na 14 marca 1778 r.), w którym czytamy m.in.: "Hrabia... daleki od zniechęcenia służbą, a wiedziony pragnieniem sławy i gorliwością dla sprawy wolności, zamierza prosić o nowe zatrudnienie i chce przedstawić Kongresowi swe propozycje. Są one pokrótce następujące: aby mu pozwolono zorganizować niezawisły korpus złożony z 68 konnych i 200 pieszych, konnica ma być uzbrojona w lance, piechota zaś wyekwipowana na wzór lekkiej piechoty. Pierwszą, jak sądzi, będzie mógł łatwo zapełnić krajowcami dobrego charakteru i godnych położonego w nich zaufania. Co się tyczy drugiej, pragnie więcej swobody, aby mógł werbować jeńców i dezerterów nieprzyjacielskich". W ten sposób narodził się sławny legion Pułaskiego. Był to jeden z niewielu oddziałów walczących w wojnie o niepodległość, który składał się w większości z cudzoziemców. Wśród żołnierzy dominowali Niemcy, a w korpusie oficerskim - Francuzi, Niemcy i Polacy.
W sumie w legionie Pułaskiego służyło 79 oficerów, w tym m.in. 31 Francuzów, 15 Niemców, 13 Amerykanów, 8 Polaków, 2 Irlandczyków. Na czele tego legionu Pułaski uczestniczył w kilku bitwach amerykańskiej wojny o niepodległość.
Ostatnią operacją, w której brał udział, był atak na miejscowość Savannah w stanie Georgia. We wrześniu 1779 roku Amerykanie opracowali plan odzyskania tego miasta z rąk brytyjskich. Savannah nie było fortecą, nie było otoczone murami. Broniły go ufortyfikowane baterie. Legion Pułaskiego miał wziąć udział w akcji zdobycia miasta.
Układ sił sprzyjał Amerykanom. W Savannah było 2500 Anglików. Siły USA to 4000 Amerykanów i 3000 Francuzów. Strona amerykańsko-francuska dysponowała 53 armatami i 14 moździerzami. Wszystko więc wskazywało na powodzenie oblężenia. Bitwa rozegrała się 9 października 1779 roku. Pułaski został wówczas ugodzony kulą armatnią w prawą pachwinę. Z pola bitwy znieśli go najbliżsi oficerowie. Zmarł 11 października. Miał wówczas 32 lata. Gdzie został pochowany - nie wiadomo. Do dzisiaj trwają poszukiwania jego szczątków. Prawdopodobnie zgotowano mu pogrzeb morski.

Pułaski i Kukliński
Honorowe obywatelstwo amerykańskie samemu Pułaskiemu nie jest już oczywiście potrzebne. Formalnie to USA przed laty nie dopełniły procedur, mianując Polaka wysokim oficerem i dowódcą armii USA. W przypadku Tadeusza Kościuszki odbyło się wszystko w zgodzie z odpowiednimi przepisami - został obywatelem, oficerem, pułkownikiem, a wreszcie amerykańskim generałem. W dodatku po prawie dziesięciu latach pobytu w Ameryce powrócił do Polski. A Pułaski zginął bohaterską śmiercią jako generał amerykański z polskim obywatelstwem.
Kaprys historii oraz szczególna ciągłość walki o wolność Polski sprawiły, że pod koniec XX wieku los pułkownika Ryszarda Kuklińskiego zbiegł się niemal dokładnie z losami generała Pułaskiego. W latach 1972-1981 Ryszard Kukliński był najważniejszym agentem wywiadu Stanów Zjednoczonych. W raporcie dla prezydenta Ronalda Reagana z 9 lutego 1982 roku szef Centralnej Agencji Wywiadowczej William Casey pisał: "Nikt na świecie w ciągu ostatnich 40 lat nie zaszkodził komunizmowi tak, jak ten Polak. Narażając się na wielkie niebezpieczeństwo, Kukliński konsekwentnie dostarczał niezwykle cenne, wysoce tajne informacje na temat Armii Sowieckiej, planów strategicznych i zamierzeń Związku Sowieckiego, przez co w bezprecedensowy sposób przyczynił się do zachowania pokoju. Ci, którzy znają Kuklińskiego, osobiście widzą w nim człowieka wielkiego charakteru, odwagi, polskiego patriotę i bohatera".

Pułkownik Kukliński był szefem oddziału planowania strategiczno-obronnego w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, a zarazem pełnił funkcję sekretarza delegacji PRL na posiedzeniach Układu Warszawskiego, a także oficera łącznikowego między dowództwem Armii Czerwonej a Ludowym Wojskiem Polskim. Był prawą ręką generała Jaruzelskiego, a wśród sowieckich marszałków i generałów uchodził za najmłodszego i najzdolniejszego polskiego sztabowca. Dlatego cieszył się absolutnym zaufaniem marszałka Kulikowa, marszałka Ustinowa i innych. Dzięki temu zaufaniu zdobył w Moskwie supertajne plany agresji Sowieckiej na Europę Zachodnią i państwa NATO. Faktycznie były to plany rozpętania III wojny światowej - bez względu na ostateczny wynik tej wojny Polska pozostałaby atomowym pobojowiskiem! Te szczegółowe plany zdobycia Europy przez Armię Czerwoną przekazał pułkownik Kukliński Stanom Zjednoczonym.
Tropiony przez KGB zdołał w ostatnim momencie opuścić Ojczyznę 7 listopada 1981 roku, aby w dramatycznych okolicznościach dotrzeć 11 listopada do Ameryki. Polski sąd - sąd stanu wojennego - skazał go w kapturowym zaocznym procesie na karę śmierci, pozbawienie praw i degradację. Ale nawet ten straszny sąd nie dopatrzył się żadnych pobudek materialnych w działalności skazanego oficera. Kukliński działał jednocześnie z pobudek patriotycznych. Wyrok na niego był jednym z najbardziej haniebnych w całej historii PRL. Oto sąd polski, a nie rosyjski, złożony przecież z Polaków, a nie Rosjan - skazał Polaka na śmierć za przekazywanie tajemnic nie polskich, tylko sowieckich, nie państwa polskiego - tylko obcego, wrogiego Polsce mocarstwa. W dodatku wszystkie dokumenty zdobyte przez Kuklińskiego były w języku rosyjskim, a nie polskim.

Po przybyciu do Ameryki pułkownik Kukliński otrzymał od prezydenta Reagana w 1982 r. obywatelstwo USA, stopień pułkownika armii Stanów Zjednoczonych oraz wysokie odznaczenia, jakie przed nim nadano jedynie 8 ludziom w historii Ameryki. Kukliński był pierwszym cudzoziemcem wśród nich. Aż do 1997 roku ciążył na nim komunistyczny wyrok śmierci. Zmarł w swojej drugiej Ojczyźnie w 2004 roku. Decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego został pochowany w Alei Zasłużonych na cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Zbigniew Herbert w liście otwartym w obronie pułkownika do prezydenta Wałęsy pisał: "Argument, że pułkownik Kukliński był zdrajcą w myśl obowiązujących w PRL praw, jest formalnie słuszny, ale całkowicie absurdalny, gdyż musielibyśmy wyrzucić z podręczników szkolnych nazwiska Pułaskiego, Traugutta i Piłsudskiego".

W dawnych podwarszawskich gminach znajdziemy wprawdzie ulicę Kazimierza Pułaskiego, ale na terenie Centrum nie było i nie ma po dziś dzień nie tylko pomników, placów, ale choćby ulicy Kazimierza Pułaskiego. Tak samo jak Tadeusza Kościuszki. Oczywiście o pułkowniku Kuklińskim nie wspominając. To przypadek, a może jeszcze coś gorszego? To niewiarygodne, ale proszę sprawdzić na planie miasta. IV Rzeczpospolita ma właśnie okazję, aby ten grzech zaniechania naprawić.

Józef Szaniawski

 

VideofactPublicystykaEncyklopedia Emigracji