Odszedł jasnym i drogami

Edward Dusza

Daleko z Warszawy do Nowego Jorku. Kiedyś, lat temu prawie trzydzieści, w centrum polonijnym w Greenpoincie grupa ludzi słuchała z nabożeństwem opowiadania starszej pani o poecie, który zginął w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego.

Jak wyglądał? „Szaro, jak my wszyscy wtedy. Twarz miał szlachetną, przepiękne brwi, nieśmiały był, a kiedy się uśmiechał, to uśmiechaliśmy się wszyscy. Ot, warszawskie książątko albo paź królowej Bony, słowiański Orfeusz sprowadzony w piekło XIX wieku, w bezwzględność naszych czasów.” Czy wierzył w Boga? Opowiadająca spojrzała na nas zdziwiona: „Jakby nie? Był takim samym katolikiem jak każdy z nas. My nie mieliśmy wtedy problemów z wiarą, obojętnie jaką. Wiedziałam, że niektórzy z moich kolegów chodzą do synagogi i świętują szabat, inni regularnie uczestniczą we Mszy św. i odbywają pielgrzymki do Częstochowy. Wszystko to było zwyczajne, bo świat był wtedy normalnieszy. A Krzyś był ochrzczony, ślub zawarł w kościele, był też ojcem chrzestnym Marcina Andrzejewskiego. Rodzina była patriotyczna, dziadek powstaniec styczniowy, ojciec legionista, matka nauczycielka i współautorka podręcznika szkolnego. No i Baczyński napisał tyle religijnych wierszy, że to już chyba mówi, iż zagadnienie wiary było dla niego bardzo istotne. Pamiętam też, żez okazji jego ślubu z Barbarą Drapczyńską podarował im ktoś w prezencie ślubnym figurkę Matki Bożej... Ja sama byłam z nim kilka razy na nabożeństwie majowym.”

Tyle relaacji świadka owych dni, osoby, która przeszła przez powstanie, potem emigrację w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Osoba ta już nieżyje, i nigdy nie napisała swoich wspomnień i niechętnie mówiła o dniach sierpnia. A miała kilka wierszy Baczyńskiego, których nigdy nie spotkałem w opublikowanych w Polsce zbiorach. Miała też mocno zniszczoną fotografię poety z  jego dedykacją. Stąd smutny wniosek, że jeszcze raz przepadły dokumenty czyjegoś życia...

W tragicznym dla krytyki literackiej okresie, niektórzy, będący na usługach władz, wyśmiewali publicystów starających się udowodnić, że i Baczyński był przede wszystkim poetą katolickim.

Dlaczego wielu krytykom istotnie zależało na tym, aby twórczość zmarłego poety podciągnąć pod miano poezji religijnej? Chodziło chyba przede wszystkim o to, aby odciąć ten niezwykle szlachetny dorobek od wszelkiego pisarstwa służalczego takich m.in. autorów, jak Wisława Szymborska, Roman Bratny, Tadeusz Borowski, Jan Kott.

W odważnym, jak nowe czasy stwierdzeniu, świadek i poniekąd kronikarz owych dni, Lesław Bartelski pisze: „Absolutny brak poczucia krytycyzmu do rzeczywistości wśród młodych wywodził się z ich braku doświadczenia (...). Pierwszy numer komunistycznego »Przełomu«, miesięcznika literacko-społecznego, jaki ukazał się we wrześniu 1942 roku, nie mógł być atrakcyjny dla pokolenia, które debiutowało w latach okupacji”.

Znawca problemu, Kazimierz Wyka pisze, że „z katastrofizmu (Baczyńskiego) wyłoniło się męskie rozumienie historii, jej przebiegów i praw. Z pesymizmu pozostał jedynie nurt czystości i religijności.

Pierwszego listopada 1940 roku pisze Krzysztof Kamil wiersz dedykowany „Matce i Annie – dwu najpiękniejszym chrześcijankom”. Jako motto do wiersza posłużyła fraza z Ewangelii św. Mateusza Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi (4, 18-5,2). Oto zakończenie tego utworu:

Znów wołali rybacy, słońca uchwycić nie mogli,
a nocą gwiazdy z pluskiem płynęły przez więcierz,
chwytali rybacy słońce uciekało okrąglej
i na dyszącym trudzie kładli zmęczone ręce.
Kto im przez drogę przeszedł i z bliska słońce wziął w dłonie?
Jakie to dłonie przejrzyściej wyjęły serca spod chlamid?
Poszli zapatrzeni, mimo, przeszli na drugi brzeg.
Odchodzili rybacy jasnymi drogami
za rybakiem o oczach błękitnych jak śnieg.
 

Wiersz ten napisał poeta, którego niektórzy chcieliby wiedzieć marksistą. Nie, nie należy wcale walczyć o miejsce Baczyńskiego w historii, nie trzeba go „wprowadzić na rynek literacki przez zakrystię”. On sam wytyczył sobie miejsce w chrześcijańskiej kulturze swego narodu.

Na temat stosunku Baczyńskiego do Boga i religii napisano już bardzo wiele. Propagandzie komunistynej potrzebny był sztandarowy twórca. Tadeusz Borowski czy Władysław Broniewski nie wystarczali, a inni, jak Julian Tuwim czy Czesław Miłosz, nie wytrzymywali konkurencji z legendą Baczyńskiego. Współczesny biograf Baczyńskiego i autor cennych o nim książek, Wiesław Budzyński, dokonał odkrycia, które trudno przecenić. Dzięki Budzyńskiemu wiemy, że poeta byłby aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Przyszli po nieżyjącego. Jak to? Przyszliby po swojego marksistę?

„Niesamowite powtórzenie” – pisze Krzysztof Kąkolewski – pośmiertnego losu jego ojca, bo tak samo po zmarłego Stanisława przyszło Gestapo dziewięć lat wcześniej. Więc byłaby Rakowiecka, badanie, bicie, wyrok czy od razu wywózka na Syberię, praca w kopalni i powrót, jak niektórym udało się w 1947 roku czy śmierć w tajdze?”

Wkrótce po wojnie usiłowano za wszelka cenę storpedować religijne wątki poezji Baczyńskiego, sprowadzając je do wymiarów tradycyjnej polskiej symboliki narodowej, a ich obecność tłumaczono emocjami pokolenia ginącego, skazanego na zagładę. Starano się przemilczęć całe obszary twórczości Krzysztofa Kamila, gdzie do głosu dochodziła jego religijność. Powoływano się na świadectwa ludzi z otoczenia poety, mające potwierdzić jego lewicowanie, brak zainteresowań zagadnieniami wiary, nadmieniano o jego żydowskim pochodzeniu ze strony matki. Wychodzący naprzeciw temu „zamówieniu ideologicznemu”, starali się zbagatelizować zagadnienie religijności poety, jak np. Zbigniew Wasilewski, redaktor książki wspomnieniowej („Żołnierz, poeta czasu kurz”, 1970), a zwłaszcza Edmund Semil, autor pracy „Ojciec i syn”, który był przyjacielem ojca Baczyńskiego i nauczycielem francuskiego w gimnazjum im. Stefana Batorego, do którego poeta uczęszczał. Nie zdziwi nikogo ton wypowiedzi Semila, jeżeli przypomnimy, że był on po II wojnie światowej członkiem PZPR, attache kulturalnym i konsulem PRL w Kanadzie, a od 1950 roku Polskim Radio, w młodości zaś działał aktywnie w organizacjach rewolucyjnych i rewolucji październikowej.

Semil zrobił wszystko, aby na twórczość Baczyńskiego rzucić cień działalność jego ojca, tak dobrze notowanego w swoim czasie w ZSRR. (Ambasada sowiecka zapraszała Baczyńskiego seniora na przyjęcia w Warszawie; proponowano mu katedrę literatury polskiej w Moskwie).

Stanisław Baczyński rzeczywiście był socjalistą, ale nigdy nie został (jak Semil) komunistą czy członkiem partii, zaś w jego nekrologu podpisanym przez żonę i syna zaznaczono, że był legionistą, Beliniakiem, odznacznym Krzyżem Niepodległości z Mieczami, dwukrotnie Krzyżem Walecznych i Złotym Krzyżem Zasługi. Pogrzeb był katolicki, nabożeństwo żałobne odprawiono w kościele św. Jozafata na warszawskim cmentarzu wojskowym. Matka Krzysztofa była osobą głęboko wierzącą i praktykującą. Na świadectwie szkolnym Krzysztofa Kamila z roku 1930/31 widnieje nota z religii „bdb”. Baczyński zginął mając nieco ponad 23 lata. Na pewno mało jest chrześcijan, którzy w tak młodym wieku przechodzą ogromne wstrząsy religijne. Młodość rzadko walczy z kryzysami wiary. A jednak zaryzykowałbym stwierdzenie, że i tutaj poeta był  inny niż jego rówieśnicy. Bo on zmagał się ze swoimi prawdami religijnymi – szukał Boga. Pozostawione przez niego wiersze mówią o tym więcej i bardziej dobitnie niż zależni od wymogów chwili krytycy i publicyści.

Co prawda, twórczość Baczyńskiego nie doczekała się obiektywnej oceny. Ciągle jeszcze usiłuje się ją wyzyskać dla określonych celów ideologiczno-politycznych, z niezależną krytyką literacką zazwyczaj nie związanych. Jednakże już teraz zauważyć można, że nowe pokolenie Polaków uczy się poprzez lekturę jego wierszy patriotyzmu, wolności i... Boga. „Poeta staje się – jak pisze Wiesław Budzyński w książce „Testament Krzysztofa Kamila” – jednym z żywych, przemawiających do wyobraźni obrazów-symboli zrywu powstańczego. (...) PRL przerwał ciągłość historyczną. Wielu młodych tej ciągłości poszukiwało i nadal poszukuje – stąd szczególna popularność Baczyńskiego. (...) Nowe zastępy uczniów i studentów uczyły się i uczą na jego przykładzie wolności i patriotyzmu.”

W bardzo bogatej, wielopłaszczyznowej poezji Baczyńskiego trudno przeprowadzić sztywny podział tematyczny, ale można by się pokusić o wyodrębnienie z jego dorobku liryki refleksyjno-religijnej. Utworów o tym charakterze jest bardzo wiele. Przypomnieć można tylko takie wiersze jak „Święta Bożego Narodzenia”, „Czort”, „Miserere”, „Teologia”, „Krzyż”, „Z szopką”, „Narodziny Boga”, „Pieśń wigilijna”, „Rorate coeli” i inne.

Nie jest to poezja ufna, ugrzeczniona, wysublimowana znajomością teologii i filozofii. W utworach tych znajdziemy zachwianie w wierze, zwątpienie czy innowacje. Ale czy podobnego procesu myślowego nie znajdujemy w pisarstwie Romana Brandstaettera czy Francois Mauriaca? Nie oznacza to wcale, że można opatrzyć Baczyńskiego etykietką „ateisty” czy odwrotnie, poety wyłącznie katolickiego. Ja powiedziałbym: „szukający Boga”. Krytycy komunistyczni, przypominając tę część twórczości poety, lokalizują jej źródła w tradycyjnej polskiej lojalności wobec religii i zaprzeczają jakoby naprawdę wypływała ona z autentycznych przeżyć i zapatrywań Baczyńskiego.

Obie strony: i ta, która chce widzieć w Boczyńskim ateistę, i ta druga, pragnąca mu nadać status poety katolickiego, natrafiają na poważne trudności. Z jednej strony pisze: „po omacku napotykać wynędzniałą ziemię i tylko niebo, Boże, nieskończenie puste”, czyli wersy wyrażające brak ufności wobec Boga, z drugiej wspaniała „Modlitwa do Bogarodzicy”, która świadczy o głębokiej wierze poety.

W 1942 r. pisze Baczyński głęboki „Poemat o Bogu i człowieku”, jakże znamienny, pełen niepokoju, a także głębokiej wiary utwór. Kończy go znamiennie: „Pośrodku droga. Po niej powrócił z ust pozbierany, z czynów wyrwany Bóg, który w ludziach błądzący ucichł i znów bez ciała zawisł – nieznany. Oto jest pieśń jak sen pod powieką nalany trwogą – tak Bóg cierpi w człowieku, a człowiek w Bogu”.

Przyznam się, że czytam z ogromnym zażenowaniem nowe publikacje o Baczyńskim. Poezja tego poety towarzyszyła mi całe życie, nie docierały do mnie wypowiedzi na temat jego wiary czy ateizmu, nie interesowało mnie zupełnie rzekomo żydowskie pochodzenie jego matki. Był Baczyński kimś innym dla nas wszystkich, niż chciała tego oficjalna propaganda komunistyczna. Jest nadal kimś zupełnie innym niż ten Baczyński, którego podać nam chce publicystyka tych pisarzy, ukształtowanych przez komunizm... Bo wcale nie jest ważne, czy Baczyński przechodził kryzys wiary, czy też cechowała go niewzruszona ufność w Opatrzność. Ważne jest to, iż wielu czytelników odnajduje w jego twórczości własne rozterki, wzloty, rozgoryczenia i upadki, że ponad  półwiecze   modli się jego strofami i znajduje w nich ślady Boga...

Wiesław Budzyński w swojej książce „Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila” pisze, iż poeta łączy w sobie mit rycerza bez skazy i trubadura. Tymczasem wydaje mi się, że Baczyński czuł się tak bardzo członkiem narodu, iż tradycyjnie przyjęte wartości, jak m.in. walka za ojczyznę, były dla niego zwykłym, prozaicznym obowiązkiem, zaś wiara w Boga sprawą jak najbardziej naturalną i nie kwestionowaną. Oczywiście, ulegał, podobnie jak jego ojciec, najróżniejszym prądom ideologicznym, ale pozostawał wierny uznawanym przez ogół wartościom... Tak też ten lewicujący, młodziutki poeta wybiera walkę o niepodległość, wchodząc na drogę swojego ojca i dziada i oddaje swoje życie jak bohaterowie Grottgerowskich kartonów „Lituanii” i „Wojny” – za ojczyznę.

I dzisiaj, w ponad półwiecze po jego śmierci napotykamy w modlitewnikach strofy poety-powstańca (np. „Modlitwa na każdy dzień” ks. Mieczysława Malińskiego, Wrocław, 1996) czy w religijnych antologiach poezji. I jakże trudno uwierzyć wtedy w długo podtrzymywany przekaz, że utwory te stworzył człowiek odrzucający Boga i religię.

Wierzę, że Bóg nie tylko obecny jest w poezji Baczyńskiego. Był do końca w jego sercu, do chwili, kiedy jego rytm przerwała niemiecka kula...

Edward Dusza

Zobacz takze: