Konrad Wallenrod XX wieku
Pułkownik Kukliński 
by Józef Szaniawski 

 

 

"Gdy rozpoczynał swoją misję dla ratowania Polski, sowieckie imperium było w ofensywie. Gdy wydawało się, że to imperium zawładnie Europą i światem, Pułkownik rozpoczął swoją samotną walkę i odniósł zwycięstwo. Gdyby sowieckie imperium ruszyło na Europę – Polska przestałaby istnieć. I to jest miarą zasług pułkownika Kuklińskiego – jesteśmy. Wciąż mamy niezałatwione rachunki krzywd, ale jesteśmy…” prezydent Lech Kaczyński

Ryszard Kukliński urodził się w Warszawie 13 czerwca 1930 roku. Miał wielkie szczęście, że zmarł spokojną, naturalną śmiercią w Ameryce – swojej drugiej Ojczyźnie 11 lutego 2004, a nie został zakatowany wcześniej w piwnicach Rakowieckiej w Warszawie, czy Łubianki w Moskwie,  nawet bez pokazowego procesu. Jego życie i działalność w latach 1972-1981 były najważniejszą misją wywiadowczą w całym okresie „zimnej wojny” (1945-1991: od Jałty do rozpadu Związku Sowieckiego). Ze względu na konsekwencje polityczno-militarne polski oficer był najważniejszym agentem wywiadu Stanów Zjednoczonych w XX wieku.

Pułkownik Kukliński podejmując trudne wybory ryzykował życiem swoim i swej rodziny, miał odwagę nie tylko wojskową, ale tę zwykłą odwagę cywilną. Jest nazywany Konradem Wallenrodem XX wieku, bowiem podstępem zdobył w Moskwie na wrogu i okupancie Polski supertajne plany strategiczne agresji sowieckiej na Europę Zachodnią i państwa NATO. Były to faktyczne plany rozpętania III wojny światowej przez komunistyczne Imperium Zła. Przekazują te plany Stanom Zjednoczonym pułkownik Kukliński pomógł Ameryce w wygraniu zimnej wojny. Potwierdziły to nie tylko autorytety polityczne, wojskowe i wywiadowcze USA, ale także sowieccy marszałkowie i generałowie. Dla Polaków III wojna światowa byłaby katastrofą. Bez względu na jej wynik, Polska stałaby się atomowym pobojowiskiem.

Dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej Stanów Zjednoczonych William Casey pisał w raporcie do prezydenta Ronalda Reagana 9 lutego 1982: „Nikt na świecie w ciągu ostatnich 40 lat nie zaszkodził komunizmowi tak jak ten Polak. Narażając się na wielkie niebezpieczeństwo, Kukliński konsekwentnie dostarczał niezwykle cenne, wysoce tajne informacje na temat Armii Sowieckiej, planów strategicznych i zamierzeń Związku Sowieckiego, przez co w bezprecedensowy sposób przyczynił się do utrzymania pokoju. Ci, którzy znają Kuklińskiego osobiście, widzą w nim człowieka wielkiego charakteru, odwagi, polskiego patriotę i bohatera"

Profesor Zbigniew Brzeziński już w 1991 roku nazwał pułkownika „pierwszym polskim oficerem w NATO”. Pułkownik Kukliński - szef Oddziału Planowania Strategiczno-Obronnego w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego był zarazem sekretarzem delegacji polskiej na posiedzeniach Układu Warszaw­skiego oraz faktycznym oficerem łącznikowym pomiędzy dowódz­twem Armii Czerwonej i Wojskiem Polskim zwanym Ludowym.

Niewątpliwie złamał przysięgę wojskową na wierność tejże Czerwonej Armii i Układowi Warszawskiemu. Ta przysięga, do której komuniści zmuszali rok w rok tysiące młodych żołnierzy, stano­wiła całkowite zaprzeczenie polskiej racji stanu, polskich trady­cji patriotycznych a zwłaszcza była zaprzeczeniem najsłynniej­szej przysięgi wojskowej w dziejach oręża polskiego –  przysięgi Tadeusza Kościuszki z 24 marca 1794 roku, w której Naczelnik ślubował walczyć moskiewskim zaborcą o wolność Rzeczypospolitej.

Kukliński był osobiście człowiekiem niesłychanej skromności, a konspiracyjna, supertajna działalność wręcz uniemożliwiały ujawnienie znaczenia jego misji wywiadowczej. Później też musiał ukrywać się nawet w Ameryce przed zemstą KGB, a i tak w 1994 roku w odstępie kilku miesięcy zamordowani zostali obaj jego synowie – Bogdan i Waldemar.

Dopiero w maju 1998 kiedy po raz pierwszy przyjechał do Polski, wygłosił na Zamku Królewskim wykład po znamiennym tytułem „ANTY-JAŁTA. Tak streścił wówczas m. in.  swoją działalność: „Armia Czerwona była najpotężniejszą, największą i najbardziej nieludzką machiną wojenną, jaką znają dzieje ludzkości. Wiedziałem ja­kie cele mają sowieccy marszałkowie i generałowie. Niektórych z nich znałem osobiście.

Sowieccy generałowie i oficerowie, z którymi miałem do czynienia, to byli prawdziwi profesjonaliści, jeśli chodzi o sztukę wojenną. Było wśród nich wielu, dla których perspektywa zbrojnego najazdu na Zachód była bardzo nęcąca. (…) Zdawałem sobie sprawę, że tym ludobójczym, zaborczym, agre­sywnym planom mogą przeciwstawić się jedynie Stany Zjedno­czone, a i to w ramach sojuszu NATO. Wysiłek USA spowodował, że świat uniknął atomowego holokau­stu, który Moskwa przewidywała w swych strategicznych planach. Wiedza o tym, co ma się stać, gdy zacznie się wojna, była przerażająca.

Latami przyklejałem na wielkich sztabowych mapach symbole grzyba wybuchu atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia mia­ły paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. Nie mogłem nie myśleć, co te grzybki oznaczają. Przecież nie mo­głem tego robić bez wyobraźni! Widziałem tę wojnę w całej bru­talnej, katastroficznej dokładności. Widziałem Polskę zalewaną lawiną stali, która płynie na Zachód, wchodzi w przerwy po pierw­szym rzucie strategicznym wojsk sowieckich i sięga po Atlantyk. Wszystkie moje najgorsze przypuszczenia znajdowały potwierdzenie.

A do tego Europa krzyczała, że lepiej być czerwonym niż martwym. Musiałem coś zrobić! Wszystko, co robiłem - robiłem z myślą o Polsce. Nawet jeśli mój czyn był niewielki, to stałem po właściwej stronie. A nawet jeśli było to niewiele, gdy rozważyć rzecz w szerszej perspektywie, to było to wszystko, co miałem. W istocie było to całe moje życie. (…) Miałem honor uczestniczyć w zimnej wojnie po stronie Ameryki, po stronie NATO, po stronie Polski, przeciwko sowieckiemu Imperium Zła”.

Kukliński formalnie był agentem wywiadu Stanów Zjednoczonych, został skazany na śmierć przez sąd stanu wojennego jako szpieg Centralnej Agencji Wywiadowczej USA. Ale przecież w istocie był agentem polskim! Podjął samotną misję przeciwko Rosji – odwiecznemu wrogowi, zaborcy i okupantowi Polski! Działał na rzecz polskiej racji stanu, na rzecz Narodu i społeczeństwa polskiego, polskiej suwerenności i Niepodległości. Każde działanie skierowane prze­ciwko zależności Polski od Kremla było polskim działaniem patriotycz­nym, a cóż dopiero misja wywiadowcza Kuklińskiego. Historycznie to była misja Polski! Kiedy Marszałka Piłsudskiego oskarżono o współpracę z austriackim wywiadem, miał odpowiedzieć: „Wolę być nazywany szpiegiem, niż być nikczemnikiem”.

W grudniu 1970 roku, po zmasakrowaniu bezbronnej ludności cywilnej przez regularne jednostki bojowe Wojska Polskiego na Wybrzeżu: w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, Elblągu - pułkownik Kukliński ostatecznie decyduje się na podjęcie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Pierwszym krokiem w tej współpracy było napisanie przez pułkownika 500 stronicowe studium strategiczno-analitycznego „Rola Ludowego Wojska Polskiego w przyszłej wojnie i wyłączenie LWP z wojny”.

Ten tajny memoriał przekaże w 1972 roku Amerykanom w czasie pierwszego spotkania. Doszło do niego 18 sierpnia 1972 roku między 21.00 a 24.00 w Hadze, w Holandii. Z Kuklińskim spotkali się wyznaczeni specjalnie przez Waszyngton trzej oficerowie wywiadu amerykańskiego z US Army. Kukliński wykorzystał do tego od dawna przygotowywany rejs studyjny grupy polskich oficerów jachtem „Legia" po Bałtyku i Morzu Północnym. Kukliński zaczął od tego, że przedstawił się, kim jest, z imienia, nazwiska i funkcji w Układzie Warszawskim i w Wojsku Polskim.

Następnie złożył Amerykanom napisaną przez siebie w 1971 roku i długo przemyślaną „Deklarację Intencji”: „My, Polacy, należymy obecnie do obozu sowieckiego, ale to nie był nasz wybór, to zostało ustalone między wami, a Rosjanami. W przypadku wojny, wojny obronnej przeciwko agresji z waszej strony, pozostaniemy z Rosjanami i innymi krajami Układu Warszawskiego. Jest to jednak mało prawdopodobny, jeśli nie wykluczony scenariusz przyszłego konfliktu wojennego w Europie. Nie chcemy natomiast uczestniczyć w żadnej wojnie agresywnej przeciwko NATO, przeciwko Zachodowi. Czy waszym zdaniem jest szansa nawiązania współpracy między Wojskiem Polskim, a siłami amerykańskimi stacjonującymi w Europie po to, by zapobiec wojnie, a w razie jej wybuchu – by pomóc w działaniach w polskim interesie narodowym? To oznaczałoby nie branie udziału wojsk polskich w ofensywie sowieckiej przeciwko NATO i wycofanie się Polski z Układu Warszawskiego”.

Tych kilka zdań „Deklaracji” rozpoczęło najważniejszą misję wywiadowczą w całym okresie zimnej wojny. Ale „Deklaracja Intencji” pułkownika Ryszarda Kuklińskiego oznaczała coś znacznie więcej. Był to istotny akt polityczny w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi a Polską. Akt tajny, ale historyczny i o ogromnej doniosłości. Sformułowany przez pojedynczego polskiego oficera dokument rozpoczynał się słowami – „My, Polacy”.

Przechowywany do dzisiaj w tajnych sejfach w Waszyngtonie dokument „Deklaracja Intencji” Kuklińskiego, w samej swej istocie stanowił prapoczątek integracji Polski z NATO. Było to na długo przed przyjęciem Polski do Sojuszu Atlantyckiego w 1999 roku. Pułkownik Kukliński, nawiązując współpracę Wojska Polskiego z Armią Stanów Zjednoczonych, nawiązywał do polsko-amerykańskich tradycji walki o wolność, do tradycji Kościuszki, Pułaskiego i Waszyngtona.

W ten sposób te tradycje z okresu wojny o niepodległość Ameryki i walk o wolność Polski zostały odnowione w 1972 roku. Zarazem stanowiły początek sojuszu USA i Polski w ramach paktu NATO. Kukliński nawet nie domyślał się wtedy, że na przełomie XX i XXI wieku będzie powszechnie nazywany pierwszym oficerem Wojska Polskiego w NATO.

Kiedy decydował się na podjęcie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, rządzony przez Leonida Breżniewa Związek Sowiecki znajdował się w apogeum swej potęgi polityczno-militarnej. Komunizm dążył do panowania nad całym światem i wydawało się to wtedy realniejsze i groźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, poczynając od roku 1917. Te same komunistyczno-bolszewickie idee wsparte zostały bowiem atomową potęgą i atomowym szantażem Kremla.

Wydawało się wtedy na początku lat siedemdziesiątych XX wieku w samym środku zimnej wojny, że czas pracuje na korzyść Rosji Sowieckiej, tym bardziej, że w Europie Zachodniej narastały tendencje pacyfistyczne, antyamerykańskie i prosowieckie. Pojawienie się w takiej sytuacji politycznej polskiego oficera wysokiego szczebla stanowiło zaskoczenie dla wywiadu amerykańskiego.

Polak zgłosił się sam, z własnej inicjatywy, dobrowolnie, na ochotnika, nie był zwerbowany przez CIA ani inne służby amerykańskie. ”To ja zwerbowałem USA, a nie oni mnie do walki o wolność Polski z Rosją Sowiecką” – napisze później Kukliński. Pułkownik Ryszard Kukliński – szef Oddziału Planowania Obronno-Strategicznego w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego wiedział więcej niż jakikolwiek inny oficer czy generał. A nawet jeżeli niektórzy wiedzieli tyle, co on, to nie chcieli lub nie potrafili zrozumieć grozy położenia Polski i Polaków, gdyby wybuchła wojna, III wojna światowa, bo inną przecież nie była możliwa.

Skoro PRL stanowiła integralną cześć imperium sowieckiego, skoro Ludowe Wojsko Polskie stanowiło inte­gralną część Układu Warszawskiego, skoro najważniejsze de­cyzje dotyczące Polski i Polaków zapadały w Moskwie – to oczywiste musiały być konsekwencje tego wszystkiego w wypadku konfliktu zbrojnego w Europie, który władcy Kremla chcieli rozpętać w imię panowania komunizmu. Doktryna obronna Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a faktycznie doktryna wojenna Układu Warszawskiego – supertajny dokument przeznaczony jedynie dla wąskiej grupy kilkunastu generałów – głosiła jednoznacznie: …Doktryna operacyjna polskich sił zbrojnych jest podporządkowana ogólnej doktrynie strategicznej sił socjalizmu. Nie negując znaczenia obrony, oddajemy priorytet działaniom zaczepnym.

Operacyjne zadania Polski w ramach Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego przewidują, że po wybuchu konfliktu zbrojnego Wojsko Polskie ma rozwinąć operację zaczepną na północno nadmorskim kierunku operacyjnym, na głębokość500 do 800 km, w pasie 200 do 250 km, w tempie 60 do 80 kilometrów na dobę…

Znaczyło to, że Wojsko Polskie ma walczyć poza granicami Polski i posuwając się do przodu, powinno dojść do Atlantyku. Równocześnie, w ciągu pierwszych trzech dni, na teren Polski miał wkroczyć drugi rzut sił Układu Warszawskiego – to jest około 3 miliony żołnierzy Armii Czerwonej i 38 tysięcy czołgów i pojazdów opancerzonych. Dalej doktryna przewidywała, że między 6 a 8 godziną od rozpoczęcia wojny przez Związek Sowiecki do walk bezpośrednich rzucone zostanie Ludowe Wojsko Polskie, a właściwie polskie mięso armatnie, bo taka była rzeczywista rola wyznaczona przez sowieckich marszałków dla polskich żołnierzy.

Plany sowieckie przewidywały, że uderzenia atomowe spowodują straty 50 procent w dywizjach tak zwanego pierwszego rzutu strategicznego sił Układu Warszawskiego. Dotyczyło to też oczywiście Polaków. Kiedy prezydent Ronald Reagan spotkał się z sowieckim przywódcą Michaiłem Gorbaczowem w Reykjaviku na Islandii w 1986 roku, uznano to w większości krajów świata jako początek odprężenia i nowych stosunków między USA a ZSRR.

Ale Gorbaczow wcale nie był na początku taki skory do ustępstw! Zmienił go pewien mało znany incydent: W pewnej chwili w czasie dyskusji sekretarz obrony USA, słynny szef Pentagonu Casper Weinberger, podał prezydentowi Reaganowi jakieś dokumenty. Prezydent wręczył je z kolei Gorbaczowowi, a ten przekazał je szefowi Sztabu Generalnego Armii Sowieckiej, wybitnemu wojskowemu, marszałkowi Siergiejowi Achromiejewowi. Ten rzucił na dokumenty okiem i zbladł.

Trzymał oto w ręku szczegółowe plany lokalizacyjne oraz schematy konstrukcji najważniejszych sowieckich bun­krów dowodzenia strategicznego na wypadek wybuchu wojny atomowej – III wojny światowej! Amerykanie mieli je dokładnie namierzone od kilku lat! Marszałek wytłumaczył to cywilowi Gorbaczowowi, a ten wszystko zrozumiał od razu. To była klęska! Rozpoczęły się więc dalsze pertraktacje amerykańsko-sowieckie.

Właśnie tak Rosjanie rozpoczęli odwrót! Nikt z uczestników tych rozmów na najwyższym światowym szczeblu politycznym nie wiedział, jak te supertajne dokumenty trafiły w ręce prezydenta Reagana.

A to właśnie Kukliński dostarczył Ameryce te dane o potężnych sowieckich ośrodkach – bunkrach dowodzenia. Jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych! Pułkownik Ryszard Kukliński współpracował z wywiadem Stanów Zjednoczonych od lipca 1972 do listopada 1981 r. W tym okresie pod rządami Breżniewa Rosja Sowiecka osiągnęła apogeum swej potęgi polityczno-militarnej i groziła światu atomową wojną. Amerykanie nadali pułkownikowi kilka pseudonimów, ostatni, jakiego używał, brzmiał Jack Strong.

Był najważniejszym agentem CIA w całej historii Ameryki. Jeżeli Sztab Generalny był mózgiem Wojska Polskiego, to mózgiem Sztabu Generalnego był Oddział Planowania Strategiczno-Obronnego. Jego szefem był pułkownik Kukliński, zaufany oficer generałów – Jaruzelskiego i Kiszczaka, a także sowieckich marszałków: Ustinowa, Kulikowa, Achromiejewa. Był oficerem łącznikowym między dowództwem polskiej i sowieckiej armii, a zarazem sekretarzem delegacji PRL na posiedzeniach Układu Warszawskiego. Wśród sowieckiej generalicji w Moskwie Kukliński uchodził za najmłodszego i najzdolniejszego polskiego sztabowca.

Jak pułkownik Kukliński wkradł się w łaski sowieckich generałów i zdobył ich zaufanie? Na przełomie sierpnia i września 1973 r., w czasie wielkich manewrów Układu Warszawskiego, w rejonie Magdeburga w NRD znajdowała się kwatera polowa marszałka Dmitrija Ustinowa, wszechwładnego ministra obrony ZSRR, prawej ręki Breżniewa. Nad wielką polową mapą ćwiczono właśnie pozorowany atak na Europę Zachodnią z użyciem m.in. ponad 40 taktycznych rakiet atomowych. Miały „uderzyć” od granicy NRD z RFN po Portugalię. W tym czasie polskie wojsko powinno „zdobywać” Północne Niemcy, Danię, Holandię i Belgię. Nagle na wielkiej mapie zaczęło dziać się coś niedobrego, coś ewidentnie nie wyszło sztabowcom i planistom.

Wówczas marszałek Ustinow, stojąc na tle rozpostartej na ziemi ogromnej płachty upstrzonej strzałkami i chorągiewkami, grubym głosem objechał stojących przed nim na baczność marszałków i generałów, także Polaków. Nie zrozumieli, o co mu chodzi.

I wtedy właśnie, bez pytania o zgodę, zupełnie niespodziewanie, na tę mapę wszedł w skarpetkach mały, drobny oficer, poprzestawiał parę chorągiewek i wrócił na swoje miejsce, trzymając buty w rękach. To był Kukliński.

Niedźwiedziowaty Ustinow podszedł do niego, ucałował i klepiąc po ramionach powiedział: „Wot, mołodiec”. Działo się to na oczach całego sztabu Układu Warszawskiego – około 200 najwyższych dowódców.

Od tej pory Kukliński pozostawał poza wszelkimi podejrzeniami, jako zaufany oficer samego marszałka Ustinowa. Zaraz potem wysłano go do elitarnej Akademii Sowieckich Sił Zbrojnych im. marszałka Woroszyłowa w Moskwie. A przecież wtedy, w 1973 r., Kukliński współpracował z Amerykanami już od dwóch lat. W ciągu dziesięciu lat współpracy z Amerykanami Ryszard Kukliński przekazywał im różnego typu informacje.

Cały czas był dla NATO, a dla USA szczególnego rodzaju barometrem. Podawał stałą „prognozę pogody”. Stanowił element wczesnego ostrzegania przed możliwością sowieckiego nieoczekiwanego aktu agresji. Sam Kukliński tak to wspomina: „Do takiego niespodziewanego ataku Sowieci stale trenowali swoje i nasze wojska. Stwierdzali np. krótko: «sytuacja międzynarodowa gwałtownie się zaostrzyła». I dalej następowały rozkazy, co należy zrobić. Plan istniał. A jeśli był plan – to jego wykonania nie można było wykluczyć. Skoro był plan Fall Weiss – i nastąpiła wojna 1939 roku z Polską; był plan Barbarossa – i doszło do niemieckiego ataku na ZSRR; był plan stanu wojennego – i wprowadzono go 13 grudnia 1981 roku, wszystko było możliwe.

Nie mogę powiedzieć, że przekazałem Amerykanom kompletne sowieckie plany wojenne, ale na pewno poważną ich część. Czyli strategiczne rozwinięcie sił zbrojnych Układu Warszawskiego do wojny, sowiecki plan mobilizacyjny drugiego rzutu, który stacjonował tuż za wschodnią granicą Polski. Znałem też sowieckie plany wojenne sił pierwszego rzutu, które stacjonowały w Niemczech – w N.R.D. jak zostaną użyte i w jakim ruszą kierunku”. Informacje dostarczone przez Kuklińskiego były uwzględniane w amerykańskich analizach obronnych oraz wykorzystywane do neutralizowania sowieckich zbrojeń i podejmowania decyzji przez Pentagon, na jakie rodzaje broni warto wydać pieniądze, a na jakie nie.

Pewnego dnia w roku 1981 CIA powiadomiła Kuklińskiego: „Musimy koniecznie zdobyć informacje na temat pancerza czołgu T-72. Od pozyskania tych danych zależy los kilku miliardów dolarów przeznaczanych na nasze programy zbrojeniowe”.

Dzięki informacjom Polaka, Ameryka istotnie zaoszczędziła ponad 5 miliardów ówczesnych dolarów na zbyteczne zbrojenia, w tym na produkcję czołgów. Amerykańscy i NATO-wscy politycy liczyli się przez okres zimnej wojny, poczynając od 1945 roku, z możliwością agresji ze strony Związku Sowieckiego. Brali jednak pod uwagę głównie możliwość wojny konwencjonalnej, bez użycia na terenie Europy Zachodniej broni atomowej. Tymczasem w okresie rządów Breżniewa, kiedy imperializm sowiecki był naprawdę potężny, taka groźba była realna. W warunkach zimnej wojny i ogromnego napięcia polityczno-militarnego taki nieoczekiwany atak był zawsze możliwy.

Rosjanie stale szantażowali nim Zachód. Ogromne manewry, dyslokacje wielkich mas wojsk – wszystko to stanowiło o ciągłym napięciu i zagrożeniu. Kukliński dostarczał Ameryce na bieżąco informacji nie tylko o tym, co Rosjanie planują, ale również, czego nie planują i czego na pewno nie zrobią. Czy na przykład nie przekształcą nagle w otwartą wojnę ogromnych manewrów prowadzonych tuż nad granicą z RFN, Austrią i Danią, a dowodzonych osobiście przez marszałków Ustinowa, Ogarkowa i Kulikowa. Siły Układu Warszawskiego mogły w ten sposób, za pomocą zaskakującego ataku, uzyskać od razu ogromną przewagę nad wojskami NATO. Dlatego właśnie działalność Kuklińskiego była bezcenna dla amerykańskiego wywiadu. Żywy człowiek – polski oficer – weryfikował dane amerykańskich satelitów zwiadowczych.

Bezprecedensowy był wyrok na pułkownika, jeden z najbardziej haniebnych w całej historii sądownictwa w Polsce. Oto sąd nie w Moskwie tylko w Warszawie, sąd złożony przecież z Polaków, a nie Rosjan, skazuje na karę śmierci Polaka za przekazywanie tajemnic nie polskich, tylko sowieckich, nie Państwa Polskiego, tylko obcego wrogiego Polsce mocarstwa. W dodatku te supertajne sowieckie dokumenty strategiczne, które zdobył w Moskwie Kukliński, nie były w języku polskim, tylko rosyjskim! Mimo to, albo właśnie dlatego sędziowie w mundurach Ludowego Wojska Polskiego skazali Polaka na śmierć. Sąd nad Kuklińskim to bardzo ważny przyczynek do dyskusji nad tym, czym była PRL-owska niepodległość, jak dalece PRL była składową częścią sowieckiego imperium, a Wojsko Polskie zwane „Ludowym” – podporządkowane był rozkazom z Moskwy.

Pułkownika Kuklińskiego sąd stanu wojennego zaocznie skazał na karę śmierci, degradację, konfiskatę mienia i pozbawienie praw publicznych. Ale nawet ten straszny kapturowy sąd w uzasadnieniu tajnego wyroku nie dopatrzył się żadnych pobudek materialnych w działalności skazanego oficera! Płk Kukliński został zrehabilitowany i uniewinniony w majestacie prawa dopiero w 1997 roku przez Sąd Najwyższy Rzeczypospolitej Polskiej, dopiero w osiem lat po upadku PRL. Już w czasie pobytu w USA były podjęte co najmniej dwie próby uprowadzenia Kuklińskiego do Moskwy i jedna próba zamordowania go.

W 1994 roku w odstępie kilku miesięcy zginęli w tajemniczych okolicznościach obaj jego synowie – Bogdan i Waldemar. Pułkownik Kukliński działał przez 10 lat w warunkach maksymalnego zagrożenia. Z Polski wyjechał niemal w ostatniej chwili, gdy kontrwywiad sowiecki deptał mu już po piętach. Stało się to 7 listopada 1981 r., dokładnie w rocznicę bolszewickiej rewolucji, niedługo przed stanem wojennym. Amerykanie powiedzieli Kuklińskiemu, by jeszcze przed wyjazdem wkręcił się do ambasady sowieckiej na bankiet z okazji komunistycznego święta. Z bankietu pułkownik nie wrócił do swego domu na Nowym Mieście w Warszawie, tylko do zakonspirowanego lokalu, skąd wywieziono go na lotnisko.

Na polskim paszporcie wystawionym na inne nazwisko poleciał do Londynu. Jego żona Hanka i obaj synowie przejechali przez Świecko samochodem ambasady amerykańskiej. W operację tę – prowadzoną za osobistą zgodą prezydenta Reagana - zaangażowanych było kilkudziesięciu ludzi z amerykańskiego wywiadu. Kukliński wyjechał w momencie, gdy KGB i polskie WSW wiedziały już, że w polskim Sztabie Generalnym, wśród sześciu typowanych pułkowników i generałów, na pewno tkwi agent Stanów Zjednoczonych.

Po latach generał Kiszczak przyznał, że najmniej podejrzanym był... Ryszard Kukliński. PRL nie była państwem ani wolnym, ani suwerennym. Totalitarno – komunistyczny system polityczny został Polakom narzucony przez Związek Sowiecki, podobnie jak narzuceni byli ci, którzy PRL rządzili w imię imperialnych interesów Kremla.

Od 1939 roku do 1941, a następnie od 1944 do 1993 na terytorium Polski znajdowały się wojska Armii Czerwonej. I były to wojska okupacyjne. Bowiem Układ Warszawski był „warszawskim” jedynie z nazwy. Realnie był to „układ moskiewski”, choćby dlatego, że jego dowództwo mieściło się w Moskwie, a na jego czele stali bez wyjątku sowieccy marszałkowie i generałowie. Polska była nie tylko uzależniona politycznie, ale także ekonomicznie eksploatowana przez ponad pół wieku przez sąsiada.

Komunistyczna propaganda PRL wmawiała Polakom, że ten sąsiad jest potężnym przyjacielem, sojusznikiem i wyzwolicielem. Realnie był to odwieczny wróg, zaborca i okupant. Prawdą była jedynie jego potęga. I tak rozumiał walkę z Rosją sowiecką pułkownik Kukliński. Była to walka z ogromnym przeciwnikiem, walka samotnego Polaka z całym Imperium Zła, walka prowadzona przy pomocy podstępu w słusznej sprawie jaką jest zawsze wolność Ojczyzny. Pisał o tym Zbigniew Herbert: „...Argument, że pułkownik Kukliński był zdrajcą, w myśl obowiązujących w PRL praw, jest formalnie słuszny, ale całkowicie absurdalny, gdyż musielibyśmy wyrzucić z podręczników szkolnych nazwiska Pułaskiego, Traugutta i Piłsudskiego. (…) Pułkownik Kukliński przez wiele lat toczył samotna walkę, w cieniu grożącej mu w każdym momencie śmierci – o sprawy najważniejsze: prawo do niezawisłości, prawo do zagrożonego bytu państwowego, o godność narodowa wreszcie. Stał się symbolem walki znakomitej części naszego społeczeństwa z obcą przemocą. (…) Bohaterowie są zawsze samotni. Nie mają za sobą tłumu płatnych klakierów, redaktorów kłamstwa, zwolenników pałki i obozu osamotnienia”.

Ryszard Kukliński był pułkownikiem jednocześnie Wojska Polskiego i Armii Stanów Zjednoczonych, co było precedensem od czasów Pułaskiego i Kościuszki. Dlatego przy urnie z prochami Kuklińskiego na słynnym Cmentarzu Narodowym Arlington, gdzie spoczywają prezydenci USA, bohaterowie i najbardziej zasłużeni żołnierze Ameryki, gdzie znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza – odbyła się ceremonia żałobna. Uczestniczyli w niej generałowie, admirałowie amerykańscy, kolejni szefowie CIA, poczty sztandarowe Armii Stanów Zjednoczonych.

Mszę odprawił kapelan – oficer słynnych marines, a ich batalion reprezentacyjny oddał 12-ście salw honorowych. Wcześniej amerykańska orkiestra wojskowa zagrała „Jeszcze Polska nie zginęła” oraz hymn Ameryki. Ci, którzy w stanie wojennym skazali pułkownika na karę śmierci, nie przypuszczali, że nadejdzie taki dzień kiedy ten wyrok śmierci zostanie ciśnięty im prosto w twarz! Stało się to 19 czerwca 2004 kiedy - osobistą decyzją prezydenta Warszawy – Lecha Kaczyńskiego urna z prochami bohatera Polski i Ameryki spoczęła w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Co więcej mogiła pułkownika Kuklińskiego jest pierwszym grobem otwierającym zarówno samą Aleję Zasłużonych , jak też cały cmentarz.