Rocznica Konstytucji

Edward Dusza 

 

Działo się to za panowania króla, którym wielu z nas gardzi lub, co najlepsze, wyraża się o nim ujemnie czy uszczypliwie. Kiedy wreszcie jego prochy wróciły do Warszawy, po długiej tułaczce na obczyźnie, nie potrafiliśmy nadal wyciągnąć właściwych wniosków z historii. Bowiem właśnie za panowania tego ostatniego króla wydarzyła się w naszej ojczyźnie rzecz niezmiernie ważna, jak na ówczesną Europę – niezwykła i dowodząca, że Polacy zawsze godni byli zwać się wielkim narodem.

Nie potrafimy praktycznie wykorzystywać swojej historii. W Stanach Zjednoczonych czy Francji taki moment jak uchwalenie naszej Konstytucji Trzeciomajowej mógłby być powodem nakręcenia wspaniałych filmów: tyle było wówczas momentów dramatycznych, przygodowych, wręcz awanturniczych! A napięcie? Zdobycie Bastylii to była pestka!

Przy królu, który na ten moment przywdział mundur Korpusu Kadetów, zasiedli uzbrojeni po zęby szambelanowie. Ot, tak, na wszelki wypadek, gdyby do którejś z podgolonych głów uderzyła krew... Tuż przed tronem zajął miejsce sprawny w białej broni brygadier Wielhorski, oraz pułkownik Hoffman i Jan Potocki. Wojsko otoczyło zamek.

Umieli myśleć nasi ojcowie ojczyzny. Znali swoich panów-braci. Liczono się z opozycją, toteż tym najgłośniejszym przeciwnikom Ustawy Konstytucyjnej „przydano do towarzystwa” cnotliwych patriotów, we władaniu kordem bigłych. Tak więc Ksawerego Branickiego „pilnował wielki zwolennik reform, szlachcic Piotrowski zwany Gula, głośny jako rębacz straszliwy”. Spowodowało to pewnie pewną wstrzemięźliwość pana hetmana i jego przybocznych w czasie obrad.

Ojcowie Konstytucji, bo tak ich zwać trzeba, długo pracowali nad naszą „ustawą rządową”. Jej propozycje konsultowane i uzgadniane były w dość ścisłym gronie osób. Autorem pierwotnego projektu był król Stanisław August, w pracach redakcyjnych udział brali: Ignacy Potocki, Hugo Kołłątaj i Scypion Piattoli. 25 marca projekt był już prawie skończony, a ostateczny kształt nadał mu ks. Kołłątaj.

Według pierwotnych zamierzeń postanowiono oddać projekt konstytucji pod głosowanie 5 maja 1791 roku. Jednakże pod koniec kwietnia wiadomości o ustawie rządowej przeniknęły do gabinetu ambasadora Prus Goltza i do rosyjskiego posła Bułhakowa. Na wszelkie strony rozesłano gońców mających alarmować opozycję, no i dwory, zwłaszcza Berlin. W odpowiedzi na to stronnictwo patriotyczne postanowiło przyspieszyć termin. Ustalono datę – 3 maja 1791 roku, czyli – dokładnie 219 lat temu.

Starczyło czasu na ściągnięcie do stolicy dodatkowych oddziałów ułańskich. Wraz z pułkami stale kwaterującymi w Warszawie znalazły się one pod komendą księcia Józefa Poniatowskiego. Ksiądz Kołłątaj poruszył przez swoich sojuszników Warszawę, wdzięczną za świeżą ustawę o miastach. Wieczorem 3 maja klub patriotyczny odbył w Pałacu Radziwiłłowskim posiedzenie. Osiemdziesięciu czterech senatorów i posłów podpisało projekt Konstytucji. Mieszczanie wiwatowali na ulicach, czcili prawo, z którym nie zdążyli się jeszcze zapoznać.

Ale – jak słusznie zauważył w swojej książce Rzeczpospolita Obojga Narodów Paweł Jasienica – Konstytucję wprowadzono w Polsce w drodze zamachu stanu. Co prawda Jasienica uważa, iż właśnie ta akcja zaskoczenia oponentów dowodzi wartości zdolności stronnictwa patriotycznego i przynosi mu zaszczyt, bowiem uczciwi patrioci przechytrzyli sprzedajnych oponentów i przeprowadzili niezwykle ważny akt państwowy bez użycia siły i rozlewu krwi.

Historycy odnotowali, iż w czasie obrad zdarzył się tylko jeden wypadek fizycznej przemocy. Sesja wlokła się siedem śmiertelnie długich i męczących godzin. Stanisław August wygłaszał trzy razy przemówienia od tronu, tyleż razy wypowiadał się przeciwnik reform i obrońca złotej wolności szlacheckiej, poseł Jan Suchorzewski, który chwytał się błazeńskich gestów, by wyrazić swój sprzeciw. Groził, iż zabije przywleczonego do izby sześcioletniego syna, aby nie zobaczył on „dnia niewoli”. Trochę go tam u stóp tronu poszturchano i podeptano, a cięższym obrażeniom zapobiegł poseł Stanisław Kubicki, który szlacheckiego błazna usunął z „centrum płomiennej dyskusji”. Jakże malarsko musiała wyglądać ta scena, kiedy rotmistrz Kubicki, Litwin i jak pan Podbipięta – wielkolud, przeniósł opozycjonistę od tronu i umieścił go gdzieś w kącie pomieszczenia obrad.

3 maja o godzinie 11:00 rano marszałek Stanisław Małachowski trzykrotnym uderzeniem laski otworzył posiedzenie. Przemówił krótko, wzywając do odczytania depesz polskich dyplomatów. Postępował w myśl ułożonego planu. Niepomyślna treść owych doniesień miała przekonać zebranych o konieczności szybkiego działania.

Najważniejszy moment owego historycznego dnia: o 6:00 wieczorem, wezwany zgodnym, chóralnym okrzykiem 160 posłów, olbrzymiej większości arbitrów i całego wojska stacjonującego na dziedzińcu, król Stanisław August Poniatowski zaprzysiągł odczytany już tekst Konstytucji. Zaraz też ruszył do katedry św. Jana, by powtórzyć to przed ołtarzem. Wielki, zbity tłum toczył się za królem, w izbie pozostało 72 posłów opozycyjnych.

Cóż zawierała ta pierwsza na kontynencie europejskim konstytucja „typu francuskiego”?

Ustawa 3 maja określała precyzyjnie ustrój dobrze zorganizowanej konstytucyjnej monarchii stanowej. Główne postanowienia: religia katolicka jest panująca, jednakże zapewnia się wolność i opiekę prawa innym wyznaniom; szlachta pozostaje przy swoich dawnych przywilejach, ale równocześnie zatwierdza się prawo o miastach, chłopi zostają wzięci pod opiekę prawa – wszystkie układy pomiędzy chłopami a dziedzicami nie mogą być samodzielnie zmieniane. Władza w państwie dzieli się na prawodawczą, wykonawczą i sądowniczą: władzę prawodawczą wykonuje Sejm „zawsze gotowy”, złożony z izby poselskiej i senatu; uchwały zapadają większością głosów. Konstytucja 3 maja zniosła liberum veto, władzę wykonawczą miał według niej sprawować król wspólnie ze Strażą Praw, to jest radą ministrów, mianowaną przez króla, a odpowiedzialną przed Sejmem; władzę sądowniczą sprawowały sądy pierwszej instancji, od których przysługiwało prawo apelacji do trybunałów; tron królewski był dziedziczny. Konstytucja zniosła również wolną elekcję.

Jak na owe czasy (pamiętajmy, że we Francji konstytucja utrzymała się bardzo niedługo, ustępując miejsca autorytatywnemu konsulatowi i jeszcze mniej demokratycznemu cesarstwu), ustawa majowa była niezwykle postępowa. Na jej zasadzie Rzeczpospolita Obojga Narodów, zachowując podstawy ustroju feudalnego, stała się monarchią konstytucyjną o cechach burżuazyjnych. Uchwalenie Konstytucji przez Sejm świadczy o odrodzeniu myśli ówczesnej Polski i jest pierwszą próbą reformy bezwładu państwowego odziedziczonego głównie po saskich Wettynach (August II i August III).

Co prawda, Konstytucja 3-majowa nie zajęła zdecydowanego stanowiska w kwestii chłopskiej. Ustawa zasadnicza zaznacza, że „spod ręki chłopów płynie najobfitsze bogactwo krajowych źródło”, że „stanowią oni najliczniejszą w narodzie ludność”, „a zatem najdzielniejszą kraju siłę”, ale rząd gwarantował jedynie umowy, które w przyszłości miały być zawarte między włościanami a dziedzicami. Poddaństwo nie zostało zniesione. Na to trzeba było czekać ponad 70 lat, a stało się to w zaborze rosyjskim dopiero po roku 1863 i to z łaski cara, wykorzystującego ten akt do walki z polskimi powstańcami szlacheckimi.

Zgodnie z Konstytucją 3 maja, ziemia nadal pozostawała w rękach szlachty. Jedynie nowi przybysze oraz uchodźcy z zagranicy, osiedlający się w Polsce, mogli się cieszyć pełnią wolności.

Ale nawet to było wówczas rewelacją w Europie. Cesarzowa Katarzyna II przeraziła się tej ustawy. Wyraziła to nawet wobec świadków i istnieje przekaz historyczny na ten temat. To cwane, wyrachowane i bezwględne babsko powiedziało: „Co za konstytucja! Będąc otoczonymi od trzech mocnych sąsiadów deklarować wolnymi chłopów, którzy przejdą na grunt polski! Co za myśl! To by przyprowadziło do Polski większą część chłopów z Białej Rusi, a resztę by u mnie bałamucili”.

To, co ofiarowała chłopom Konstytucja 3 maja, było wielką prowokacją w stosunku do państw ościennych. Nie można wątpić, że właśnie ten punkt Konstytucji przyspieszył zbrojną interwencję Rosji. Paragraf o chłopach mógł się przyczynić do podważenia dotychczasowej struktury socjalnej Polski i Litwy. Hugo Kołłątaj twierdził, że najpierw należało przeprowadzić „odmianę polityczną”, nie zrażając szlachty, dopiero później zabierać się energicznie do sprawy chłopskiej. Złożono dowody na to, że nie była to czcza propaganda. Nowe prawo miało jednak przed sobą tylko jeden rok życia...

Konstytucja 3 maja jest dlatego tak ważnym wydarzeniem w historii Polski, że nadała organom i służbom państwowym postać i sprawność potrzebną do uruchomienia i mobilizowania dla celów politycznych sił drzemiących w organizmie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wprowadziła parlamentarną oraz karną odpowiedzialność członków rządu przed Sejmem, co się miało wyrażać tym, iż można było przedstawić ministrowi wotum nieufności i wezwać go przed sąd sejmowy. Tu trzeba też podkreślić, że pierwszy pomysł odpowiedzialności władzy przed obywatelami jest również polskim wynalazkiem. Dokonał go w wieku XVI biskup Wawrzyniec Goślicki, autor książki De optimo senatore. Konstytucja 3 maja przyjęła tę zasadę.

Król Stanisław August Poniatowski nie miał legalnego potomstwa, tak więc wyznaczono mu następcę w osobie elektora saskiego, Fryderyka Augusta Wettyna, wnuka Augusta III. Po nim przewidzianą następczynią tronu, „infantką polską”, miała zostać jego córka, Maria Augusta Nepomucena.

Ustawa majowa nie była zakończeniem reformy, a jedynie jej początkiem. Utrzymała się ona przez czternaście miesięcy i trzy tygodnie. Warto tutaj postawić pytanie, co byłoby, gdyby Konstytucja utrzymała się trwałe?

Na pewno nie byłoby tylu nieszczęść, które spotkały Polskę. Okres trwania Konstytucji nacechowany był niezwykle owocną i przydatną pracą reformatorską, społeczeństwo polskie wykazało niezwykly dynamizm i – wydawać się może – zdało polityczny egzamin. Niestety, interwencja mocarstw ościennych i akcja konfederacji targowickiej unicestwiły to wielkie osiągnięcie narodu polskiego. Przywódcy konfederacji zawiązanej w 1792 roku: marszałek Szczęsny Potocki, Ksawery Branicki i Seweryn Rzewuski zwrócili się o pomoc zbrojną do Katarzyny II. Była to akcja wymierzona przeciwko samej Konstytucji. Z oferty zdrajców skwapliwie skorzystała Rosja.

18 czerwca rozpoczęła się wojna polsko-rosyjska. Józef Poniatowski zwyciężył pod Zieleńcami, 18 lipca wojska polskie pod dowództwem Tadeusza Kościuszki dały bohaterski odpór najeźdźcom. Niestety, 23 lipca 1792 roku król Stanisław Poniatowski przystąpił do konfederacji targowickiej, 23 stycznia 1793 roku nastąpił II rozbiór Polski i koniec wielkiego eposu polskiej myśli politycznej.

Europa przyjęła z wielkim entuzjazmem Konstytucję 3 maja. Prasa wynosiła pod niebo ten dokument państwowy Polaków, a w Londynie mieszczaństwo postanowiło czcić każdą rocznicę Konstytucji. Wiwatowały miasta francuskie, Amsterdam, miasta włoskie, nawet Portugalia; wybijano liczne medale pamiątkowe. Zdawać się mogło, że Europa uznała znowu Rzeczpospolitą Obojga Narodów za drogowskaz.

Cesarz Austrii Leopold II przyjął spokojnie uchwalenie Konstytucji. Nie była ona dla niego „dziełem szatana”. Zaniepokoiła się Rosja. I właśnie Rosja głównie unicestwiła tę ustawę.

Pamięć Konstytucji trwała przez lata zaborów i obchodzona była wszędzie tam, gdzie przebywali wolni Polacy. W PRL nie obchodziło się oficjalnie rocznicy uchwalenia pierwszej polskiej ustawy zasadniczej, dopiero teraz Polacy w kraju mogą wyrazić swoją dumę z tego wielkiego osiągnięcia polskiej myśli politycznej sprzed ponad 200 lat i uczcić je w sposób formalny i uroczysty tak, jak na to zasługuje.

Czytelnikowi należy się wyjaśnienie, dlaczego Konstytucja 3-majowa określana jest mianem „typu francuskiego”, chociaż opracowana na podobieństwo zbioru praw Stanów Zjednoczonych wyprzedziła o kilka miesięcy francuską?

Ten rodzaj Konstytucji, mogący być praktycznie broszurą, którą można przechować w biurku czy bibliotece i będący dokumentem indywidualnym, a nie zbiorem praw uchwalonych w różnych latach jak to jest w wypadku ustawy zasadniczej Wielkiej Brytanii, mogącej zająć bibliotekę – zyskał miano „typu francuskiego”. Jest w tym pewna niedokładność: zwać się bowiem powinna „typu amerykańskiego”. Stany Zjednoczone leżały jednak za Atlantykiem, a rewolucja francuska była wielkim wstrząsem kontynentu europejskiego. Stąd nazwa.